Nad Kaliną bez zmian

Powoli, bo powoli, ale sprawy Świętochłowic wracają na antenę katowickiej telewizji.

W materiale „Aktualności” o samorządowcach z wyrokami lub zarzutami historyjka niezłożonego do tej pory mandatu radnego Lesika.

Lesik

 

 

 

 

 

O tym panu pisaliśmy tak:

Jerzy L. radny, który wpełzł do Rady Miasta z ramienia śmiesznego tworu „Razem dla Świętochłowic z Dawidem Kostempskim” właśnie dzisiaj zaliczył kolejny życiowy sukces. Został bowiem w procesie byłego prezydenta miasta skazany na 1 rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, grzywnę oraz 2 letni zakaz pełnienia funkcji publicznych. Zatem do swoich wyróżnień i dyplomów może dodać wpis w rejestrze skazanych.

Jolka S.-K. dostała 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Pozostali oskarżeni usłyszeli wyroki 1 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, grzywny, zapłacenie kosztów sądowych i takie tam. Grubo…

Też są karani i mogą pożegnać się z pracą w samorządach, urzędach i z funduszami unijnymi. Takie jest życie skazańca.

Dla pana L. oznacza to (po uprawomocnieniu się wyroku) wypad z Rady Miasta oraz z wszystkich innych funkcji w samorządzie i jego organach. Jaka szkoda…

Wyrok uprawomocnił się DWA miesiące temu. Moś dalej spaceruje, zamiast zaliczać okrążenia na więziennym spacerniaku. Lesik dalej pełni funkcję publiczną, czyli radnego. Kalina dalej truje…

 

Łapówkarz Moś przeciera szlaki

Eugeniusz Moś, były prezydent Świętochłowic został dzisiaj prawomocnie skazany na  2 lata i 10 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności, zakaz pełnienia funkcji publicznych, wysoką grzywnę i jakieś dodatkowe bonusy.

Sąd Okręgowy w Katowicach otrzymał tym samym wyrok sądu rejonowego w Mikołowie.

[materiał Śląskiej Telewizji Miejskiej, systematycznie niszczonej przez obecnego władcę naszego miasta]

Nie wdając się w szczegóły – poprzednik Dawida Kostempskiego został oskarżony o przyjmowanie łapówek, czyli prymitywną korupcję. Moś brał kasę od prezesów gminnych spółek, i nie tylko. Normalny rekieter. Proces tego osobnika i jego drużyny rozpoczął się w grudniu 2011 roku. Skończył ostatecznie dzisiaj.

Moś był tak pewny, że wyrok zostanie zmieniony lub skierowany do ponownego rozpatrzenia, że… pojawił się w sądzie.

Tylko dobremu sercu sędziego zawdzięcza fakt, że nie został zakuty w kajdany już na sali rozpraw i nie trafił odsiadywać wyrok do więzienia. Ale co się odwlecze, to nie uciecze.

Nie pomoże ani zaświadczenie od psychiatry ani próby odroczenia wykonania kary. Dopilnujemy, aby w tym wypadku Temida miała bystry wzrok.

Na ławie oskarżonych w tym trwającym kilka lat procesie oprócz byłego prezydenta Świętochłowic zasiedli sekretarz miasta Jolanta S.-K. (wkopała Mosia koncertowo, jak w tanim romansie), zastępca prezydenta Mosia – Czesław Ch. i Jerzy L., który był radnym w Świętochłowicach i pracownikiem MZBM. Oskarżona w procesie była też matka byłego prezydenta Lidia M., której zarzucono podanie w akcie notarialnym zaniżonej o 100 tys. zł wartości nieruchomości, którą kupowała.

Moś, jak przystało na twardziela (nie chodzi o erekcję wiadomego organu) nie przyznawał się do popełnienia zarzucanych mu czynów.

– Przedstawione zarzuty są oparte o jakąś wypowiedź jednego człowieka, dla mnie to jest nie dość, że absurdalne, to jeszcze bulwersujące. To nie tylko polityczna zasadzka, ale to gra o przetrwanie, gra interesów, gra o stanowiska i niestety my na tym polegliśmy… na razie – tłumaczył onegdaj Eugeniusz Moś.

Jerzy L. radny, który wpełzł do Rady Miasta z ramienia śmiesznego tworu „Razem dla Świętochłowic z Dawidem Kostempskim” właśnie dzisiaj zaliczył kolejny życiowy sukces. Został bowiem w procesie byłego prezydenta miasta skazany na 1 rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, grzywnę oraz 2 letni zakaz pełnienia funkcji publicznych. Zatem do swoich wyróżnień i dyplomów może dodać wpis w rejestrze skazanych.

Jolka S.-K. dostała 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Pozostali oskarżeni usłyszeli wyroki 1 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, grzywny, zapłacenie kosztów sądowych i takie tam. Grubo…

Też są karani i mogą pożegnać się z pracą w samorządach, urzędach i z funduszami unijnymi. Takie jest życie skazańca.

Dla pana L. oznacza to (po uprawomocnieniu się wyroku) wypad z Rady Miasta oraz z wszystkich innych funkcji w samorządzie i jego organach. Jaka szkoda…

A Kostempskiemu gratulujemy radnych. Zna się na ludziach. Wziął L. na listy wyborcze, mimo że ta jego gwiazda samorządu od kilku lat była oskarżona w tym procesie korupcyjnym.

Nasze wiewiórki z Katowickiej meldowały, że Kostempski wciąż miał nadzieję, że Moś i L. nie zostaną skazani. A tu taka niespodzianka!

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Syn L. ma także zarzuty korupcyjne. Zdobył je pracując jako strażnik miejski w Katowicach. Przy okazji: Czy Jerzy L. ma jeszcze więcej tak zdolnych dzieci?

 

Moś skazany, inni też

Eugeniusz Moś, były prezydent Świętochłowic nie uśmiechał się już tak głupio, jak zazwyczaj podczas swego procesu. Szczęka mu opadła, kiedy sędzia ogłosił jego wyrok – 2 lata i 10 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności, zakaz pełnienia funkcji publicznych, wysoką grzywnę  i jakieś dodatkowe bonusy.

Nie wdając się w szczegóły – poprzednik Dawida Kostempskiego został oskarżony o przyjmowanie łapówek, czyli prymitywną korupcję. Moś brał kasę od prezesów gminnych spółek, i nie tylko. Normalny rekieter. Proces tego osobnika i jego drużyny rozpoczął się w grudniu 2011 roku. Skończył dzisiaj.

Na ławie oskarżonych Sądu Rejonowego w Mikołowie oprócz byłego prezydenta Świętochłowic zasiedli sekretarz miasta Jolanta S.-K. (wkopała Mosia koncertowo, jak w tanim romansie), zastępca prezydenta Mosia – Czesław Ch. i Jerzy L., który był radnym w Świętochłowicach i pracownikiem MZBM. Oskarżona w procesie była też matka byłego prezydenta Lidia M., której zarzucono podanie w akcie notarialnym zaniżonej o 100 tys. zł wartości nieruchomości, którą kupowała.

Moś, jak przystało na twardziela (nie chodzi o erekcję wiadomego organu) nie przyznawał się do popełnienia zarzucanych mu czynów.

– Przedstawione zarzuty są oparte o jakąś wypowiedź jednego człowieka, dla mnie to jest nie dość, że absurdalne, to jeszcze bulwersujące. To nie tylko polityczna zasadzka, ale to gra o przetrwanie, gra interesów, gra o stanowiska i niestety my na tym polegliśmy… na razie – tłumaczył onegdaj Eugeniusz Moś.

Jerzy L. radny, który wpełzł do Rady Miasta z ramienia śmiesznego tworu „Razem dla Świętochłowic z Dawidem Kostempskim” właśnie dzisiaj zaliczył kolejny życiowy sukces. Został bowiem w procesie byłego prezydenta miasta skazany na 1 rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, grzywnę oraz 2 letni zakaz pełnienia funkcji publicznych. Zatem do swoich wyróżnień i dyplomów może dodać wpis w rejestrze skazanych.

Jolka S.-K. dostała 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Pozostali oskarżeni usłyszeli wyroki 1 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, grzywny, zapłacenie kosztów sądowych i takie tam. Grubo…

Też są karani i mogą pożegnać się z pracą w samorządach, urzędach i z funduszami unijnymi. Takie jest życie skazańca.

Dla pana L. oznacza to (po uprawomocnieniu się wyroku) wypad z Rady Miasta.

A Kostempskiemu gratulujemy radnych. Zna się na ludziach. Wziął L. na listy wyborcze, mimo że ta jego gwiazda samorządu od kilku lat była oskarżona w tym procesie korupcyjnym.

Nasze wiewiórki z Katowickiej meldowały rano, że Kostempski był pewien, że Moś i L. nie zostaną skazani. A tu taka niespodzianka!

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Syn L. ma także zarzuty korupcyjne. Zdobył je pracując jako strażnik miejski w Katowicach. Przy okazji: Czy Jerzy L. ma jeszcze więcej tak zdolnych dzieci?

Wydarzyło się 14 lat temu

Przypomnijmy pewien wpis sprzed ponad roku. Artykuł ważny, bo przedstawia wydarzenia z życiorysu Dawida Kostempskiego w szokującym świetle. O kryminalnym epizodzie w życiorysie prezydenta nic nie wiedzieli także organizatorzy jego kampanii wyborczej w wyborach Prezydenta Świętochłowic w 2010 r. Do 2013 r. nie wiedzieli o tym też wyborcy, którzy na Dawida Kostempskiego oddali swój głos. 

tablica

Wypadek na drodze pod Częstochową, który  wydarzył w nocy z soboty na niedzielę, 14 września 1997 roku, zmienił życie kilku osób. Dwóch przyjaciół z liceum w Chorzowie Mariusz K. i Dawid K. po północy wracało z pokazu sztucznych ogni na zamku w Olsztynie koło Częstochowy. Autem kierował Mariusz, obok niego siedział Dawid. Polonez uderzył w grupkę kilku osób, które szły poboczem. Na miejscu zginął 18–letni Tomasz Kręciwilk, poważnie ranni zostali jego koledzy – Mariusz Lenczewski i Norbert Radecki. Szybko przyjechała policja i pogotowie.

Policyjny protokół sucho podaje fakty:

„Pogoda na miejscu wypadku dobra, bez opadów. Ujawniono szkła kierunkowskazu prawdopodobnie pochodzące od samochodu osobowego polonez caro. Na rozbitym szkle znajdują się numery SW 720306. Sprawca odjechał z miejsca wypadku”.

Dawid K. nie miał wyrzutów sumienia, tak jak ojciec jego kolegi, i nie zgłosił się na policję. Zapewne odpoczywał po pełnej wrażeń nocy. Także policjanci nie chcieli niepokoić syna ważnej osoby w resorcie górnictwa w niedzielę. Został przesłuchany dopiero w poniedziałek. Zeznał:

„Ruch na drodze odbywał się w obu kierunkach. Mężczyźni byli w dobrym stanie zdrowia, nikt nie skarżył się na urazy. Dziewczyna z ich towarzystwa powiedziała, żebym wziął tablicę rejestracyjną i odjechał. Mariusz K. mówił, żeby nie zgłaszać sprawy na policję, bo nikomu nic się nie stało”.

Protokoły sekcji Tomasza Kręciwilka, która stwierdziła, że był trzeźwy, jednoznacznie stwierdzają, że został uderzony z dużą siłą. Samochód jechał tak szybko, że ofiara została odrzucona kilkanaście metrów dalej. Na pewno prędkość auta była większa, niż dozwolona w tym miejscu. Dwóch pozostałych rannych przeżyło wypadek tylko dlatego, że impet samochodu został złagodzony wpierw uderzeniem w kolegę, który zginął.

Dawid K. został oskarżony o to, że

„będąc pasażerem samochodu osobowego marki polonez kierowanym przez Mariusza K. i wiedząc o tym, iż kierujący ten uczestniczył w wypadku drogowym potrącając idące w kierunku Częstochowy osoby, pomimo, że wysiadł z tego samochodu i widział na poboczu drogi znajdujące się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia ofiary wypadku – pieszego Tomasza Kręciwilka, Norberta Radeckiego i Mariusza Lenczewskiego nie udzielił im pomocy chociaż mógł jej udzielić bez narażania siebie lub innych osób na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub poważnego uszczerbku na zdrowiu”

poprzez zabranie z miejsca zdarzenia tablicy rejestracyjnej należącej do pojazdu marki polonez, którym kierował Mariusz K. uczestniczący w wypadku utrudnił w ten sposób postępowanie zmierzające do wykrycia sprawcy i pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej a w szczególności zacierając ślady przestępstwa tj. o przestępstwo z art. 252 par 1 DKK”.

Kilka miesięcy po wypadku Dawid K. i Mariusz K. (siedział kilka tygodni w areszcie) zdali maturę i zaczęli studia. Dawid K. zgłębiał tajniki prawa, Mariusz K. – chemii. O wypadku przypominał im jedynie rytm wyznaczonych rozpraw.

Sąd Rejonowy w Częstochowie w lutym 2000 roku wydał wyrok. Mariusz K. przyznał się do winy, jego przyjaciel Dawid K. – nie. Wyjaśniał, że to obecna na miejscu wypadku dziewczyna dała mu tablicę, i kazała jechać.

Sędzia Bożena Połcik skazała Mariusza K. na dwa lata w zawieszeniu na trzy za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym i ucieczkę, a Dawida K. na półtora roku także w zawieszeniu na trzy lata za zacieranie śladów przestępstwa.

Uzasadnienie wyroku było druzgocące dla Dawida K., który „nie udzielił pomocy rannym, tylko zabrał z miejsca wypadku urwaną od pojazdu tablicę rejestracyjną. Powiedział Mariuszowi K., że nic się nie stało i razem odjechali z miejsca wypadku. Policję i pogotowie wezwali świadkowie. Na zachowanie sprawcy wypadku wpływ miało działanie Dawida K., który zacierał ślady przestępstwa”.

Tak łagodny wyrok oburzył obserwatorów procesu, w tym rodziny ofiar.

– Kiedy po wyroku wyraziłem swoje oburzenie, że taka niska kara ze śmierć, to sędzia zagroziła że mnie policjanci wyprowadzą z sali. Złożyłem apelację od wyroku – mówi Józef Kręciwilk, ojciec Tomasza.

Sąd Okręgowy w Częstochowie w październiku 2000 roku zmienił znacząco wyrok wobec kierowcy. Mariusz K. zostaje skazany na trzy lata bezwzględnego pozbawienia wolności. Jego kompanowi tylko podwyższono grzywnę!

O kryminalnym epizodzie w życiorysie Dawida K. nic nie wiedzieli organizatorzy jego kampanii wyborczej w wyborach Prezydenta Świętochłowic w 2010 r. Nie wiedzą do dzisiaj też zapewne wszyscy wyborcy, którzy na Dawida K. oddali swój głos. Naiwnie czekają na zrealizowanie wyborczych obietnic. Pojęcia o tym nie mieli politycy Platformy Obywatelskiej.

Przy okazji warto przeczytać pewien komentarz Tresarchiego pod wpisem na blogu Tomasza Szymborskiego na Salon24.pl:

Jego dalsze losy [Kostempskiego – przyp. aut.] zależą od kondycji śląskiej Platformy Obywatelskiej, a ta ostatnio nie jest najlepsza. Miarą niedoświadczenia i ślepoty politycznej Kostempskiego jest sposób w jaki szefuje GZM-owi; miast szukać miękkiego lądowania (np. w KZK GOP, niczym swojego czasu Kopel) i wyrabiać sobie dobre relacje z prezydentami innych miast, skłócił się ze wszystkimi i wszystkich zniechęcił swym szarogęsieniem się. Polityk bez przyszłości w sumie – gdyby dostał się do parlamentu to wraz ze swoim kolegą Godlewskim byliby szarą, anonimową maszynką do głosowania.

Zresztą, jak się z popularnym „Dejwidem” porozmawia oko w oko to niestety nie jest to porywające przeżycie intelektualne.

Nic dodać, nic ująć.

Kiedy „sprawa się rypła” w ubiegłym roku, na pomoc Dejwidowi pośpieszyła Małgorzata Himmel z Faktu.

Tytuł jest już wskazówką, że brukowiec podejdzie do tematu. „Prezydent Świętochłowic spowodował wypadek 17 lat temu!”. Dalej jest tylko weselej:

Dawid Kostempski otwarcie przyznaje, że był młody i głupi. – Gdy byłem w trzeciej klasie szkoły średniej, popełniłem błąd, który będzie ciążył na mnie do końca moich dni. Jednak na miejscu nie miałem świadomości, że to zdarzenie jest tak poważne. Gdybym wiedział, zachowałbym się zupełnie inaczej. To również osobista tragedia moja i rodziców – czytamy w oświadczeniu Kostempskiego
– Teraz przez służbę społeczeństwu chcę spłacić dług. Wierzę, że to nieumyślne zdarzenie sprzed 16 lat będzie przestrogą dla młodych ludzi. Ja wyciągnąłem z tego wnioski i teraz chcę przed podobnymi sytuacjami chronić swoje dzieci – stwierdza Kostempski. Brawo panie prezydencie.

Jesteśmy bardzo ciekawi, czy Kostempski przeprosił rodzinę zabitego oraz poszkodowanych?

Kolekcjoner tablic rejestracyjnych

Sprawca wypadku ścigany listem gończym, a pasażer, który zacierał dowody, robi karierę polityczną.

Wypadek na drodze pod Częstochową w nocy z soboty na niedzielę, 14 września 1997 roku zmienił życie kilku osób. Dwóch przyjaciół z liceum w Chorzowie Mariusz K. i Dawid K. po północy wracało z pokazu sztucznych ogni na zamku w Olsztynie koło Częstochowy. Autem kierował Mariusz, obok niego siedział Dawid. Polonez uderzył w grupkę kilku osób, które szły poboczem. Na miejscu zginął 18–letni Tomasz Kręciwilk, poważnie ranni zostali jego koledzy – Mariusz Lenczewski i Norbert Radecki. Szybko przyjechała policja i pogotowie.

Policyjny protokół sucho podaje fakty:

„Pogoda na miejscu wypadku dobra, bez opadów. Ujawniono szkła kierunkowskazu prawdopodobnie pochodzące od samochodu osobowego polonez caro. Na rozbitym szkle znajdują się numery SW 720306. Sprawca odjechał z miejsca wypadku”.

Zanim policyjno-prokuratorska machina ruszyła, kilka godzin później na komisariat policji w Świętochłowicach przyszedł Józef K., który powiedział – jak czytam w aktach sprawy – „że jest właścicielem poloneza caro. Dał samochód swemu synowi, który jechał do Olsztyna koło Częstochowy na pokaz ogni sztucznych i laserów. Po powrocie do domu dowiedział się od syna, że w nocy potrącił mężczyznę, który nagle wtargnął na jezdnię”.

Continue reading