Kto Qumak?

Były dyrektor Qumak SA, notowanej na giełdzie spółki informatycznej przyznał katowickim śledczym, że firma zdobywała kontrakty za łapówki. Przetargi ustawiano w instytucjach samorządowych, a nawet państwowych uczelniach.

easter cba

Firma Qumak z Warszawy była liderem konsorcjum, które przygotowało projekt i zrealizowało ekspozycję stałą w Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach.

O całej sprawie donosi dzisiaj katowicki dodatek „Gazety Wyborczej”. Według jej relacji CBA i Prokuratura Apelacyjna w Katowicach prowadzą ciekawe śledztwo:

Jarosław Ś., dyrektor handlowy filii Qumak w Bielsku-Białej, zeznał śledczym, iż w latach 2008-2012, składając oferty, „wielokrotnie wchodził w porozumienie z osobami pełniącymi funkcje publiczne, a odpowiedzialnymi za przygotowanie i przeprowadzenie postępowań przetargowych”. Efekt tego był taki, że członkowie komisji przetargowych w zamian za łapówki wybierali oferty firmy Qumak. Ś. korumpował ich laptopami, aparatami fotograficznymi, nawigacjami samochodowymi, częściami komputerowymi lub pieniędzmi.

Na stronie spółki można jeszcze przeczytać:

W ramach podpisanej umowy warszawska spółka w konsorcjum z Aduma S.A. oraz firmą Marcin Pietuch Fabryka Dekoracji, będzie odpowiadać za opracowanie merytoryczne wszystkich treści prezentowanych na ekspozycji, projekt wykonawczy oraz produkcję filmów i aplikacji. Ponadto zajmie się dostawą i montażem sprzętu. Koniec realizacji kontaktu przewidziany jest na wrzesień 2014 roku.

Aduma S.A. jest w upadłości likwidacyjnej. Ekspozycja Muzeum Powstań Śląskich kosztowała 4 mln 335 tys. zł, z czego część stanowią środki pozyskane przez miasto z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Sporo. Ale to publiczne pieniądze, więc nie trzeba oszczędzać.

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że wkrótce CBA zainteresuje się ową „multimedialną ekspozycją”, i ktoś może mieć zepsute święta. Oby. Na dodatek śledczy mają jeszcze „asa w rękawie”, czyli zeznania osoby zaangażowanej w korupcyjny proceder.

Śledztwo się rozkręca. Naszym zdaniem powody do obaw ma jeszcze kilka osób nie tylko w Świętochłowicach. Najbardziej, te które się nie podzieliły ze swymi szefami „wziątkami”, jak każe staropolski obyczaj. Słyszeliśmy plotki, w które naturalnie nie wierzymy, że ten miły obyczaj  jest praktykowany w pewnym budynku przy ulicy Katowickiej.
Ale to złe języki…