Mediacja, czyli zabieg

Na miejscu Delfina, absolwenta „słynnego” Wydziału Prawa i Administracji US w Katowicach oddalibyśmy dyplom magistra prawa.

Dlaczego? Otóż robienie wydarzenia z „mediacji” z VIG w sprawie złożonego pozwu o zapłatę kilkunastu milionów złotych to kolejna ściema. Tyle w „temacie” Kaliny.

katorżnik2
fot. z FB Dawida Kostempskiego

Mediacje to normalna kolej rzeczy w procesach cywilnych. W sprawach cywilnych jest instytucją, która została wprowadzona do polskiego porządku prawnego w 2005 roku.  Cyrk pt. mediacja nie jest drogi. Kosztuje kilkaset złotych. Doskonale natomiast wyczuwamy, o co chodzi. Ano o to, żeby oddalić czarne chmury nad ekipą Delfina.

Zrobienie show pt. konferencja po kontroli NIK, to niewypał. Kontrolerzy potwierdzili to, co było od dawna wiadome.

Darmowa ściąga dla Delfina i jego wyznawców w sprawie mediacji:

1 stycznia 2016 r., weszły w życie nowe przepisy kodeksu postępowania cywilnego zmieniające zasady prowadzenia mediacji (ustawa z dnia 13 października 2015 r. o zmianie niektórych ustaw w związku ze wspieraniem polubownych metod rozwiązywania sporów). Celem nowelizacji jest rozszerzenie i upowszechnienie wykorzystywania mediacji w sprawach cywilnych, zwłaszcza pomiędzy przedsiębiorcami.

Skutkiem zmian ma być szersze i częstsze wykorzystywanie
mediacji, a co za tym idzie, skrócenie i usprawnienie procesów sądowych oraz obniżenia kosztów sporów, zarówno po stronie obywateli jak i państwa.

Zmiany w procedurze układają się w etapy w trakcie, których przekazywana jest wiedza na temat polubownych metod rozwiązywania sporów

Warto też pamiętać, że bezskuteczne jest powoływanie się w toku postępowania przed sądem lub sądem polubownym na propozycje ugodowe, propozycje wzajemnych ustępstw lub inne oświadczenia składane w postępowaniu mediacyjnym.

Powiedzmy to wprost – zgoda na mediacje to nic innego jako gest dobrej woli ze strony spółki VIG. I naprawdę nie oznacza, że stanie się cud, i Kalina przestanie śmierdzieć.

Nadal nie wiadomo, dlaczego kaucja, którą wykonawca prac w projekcie „pachnącej Kaliny” wpłacił (zgodnie z umową) na konto magistratu, nie znajdowała się na wydzielonym koncie? Dopiero komornik musiał ją zająć…

Ale wszyscy wiemy, o co chodzi. Ale tu nawet najdroższy dezodorant nie pomoże.

 

 

Kontrola NIK w Urzędzie Miasta

Ciekawe, czy 4 grudnia Dawid Kostempski powita na progu swego gabinetu „chlebem i solą” inspektorów Najwyższej Izby Kontroli? A może będzie chory?

logo-nik

Wiecie, że mamy dobre i sprawdzone informacje? Wiecie to od dawna. To z przyjemnością zawiadamiamy, iż kontrola NIK rozpoczyna się 4 grudnia – tak nam doniosły wstrętne, ryże „wiewiórki”. Pod lupę zostaną wzięte działania Kostempskiego i spółki w sprawie afery nazywanej „rewitalizacją Stawu Kalina”.

Inspektorzy NIK w Barbórkę (łobuzy!) przyjdą do budynku przy ulicy Katowickiej i zażądają dokumentów na wspomniany temat. Nawet tych, które urzędnicy chcą bardzo ukryć. I będzie się działo.

Zapewne wkrótce okaże się, kto jest winny nie tyle kompromitacji (bo do tego już chłopcy i dziewczynki Kostempskiego zdążyli nas już przyzwyczaić), ale wielomilionowych strat przy tej „unijnej inwestygacji”.

Na miejscu świeżego żonkosia Bartosza Karcza, który jest podpisany na wielu dokumentach już zarezerwowalibyśmy sobie kolejkę w budynku przy Powstańców. I opowiedzieli, jak na spowiedzi, jak to było z przetargiem i innymi ciekawymi wątkami inwestycyjnymi.

Kobiety są cierpliwe, ale czy będą czekać jak Penelopa na Odyseusza?Jeżeli Karcz nie powie, to znajdą się ludzie, którzy nie tylko powiedzą, ale przekażą dokumenty.

Dalszy rozwój sytuacji będzie przypominał obieranie cebuli – warstwa po warstwie… A cebula jest dobra na szkorbut, którego można się nabawić w budynku przy ulicy Mikołowskiej w Katowicach.

W Urzędzie Miasta w kolejce po NIK ustawiła się już doborowa ekipa z ABW i CBA.

Strach się bać, co nie Delfin? Tik, tak…

Nieudolny prezes MPGL?

Czy można eksmisję potraktować jako wydarzenie, które ma podnieść spadającą popularność Kostempskiego, bo o szacunku mieszkańców od dawna nie ma mowy? Tak, dzięki Faktowi wszystko jest możliwe.

fakt

Brukowiec donosi o sprawnej akcji eksmitowania kobiety w Świętochłowicach. Kobieta nie płaciła czynszu, więc trafiła prawie na bruk – bo do lokalu socjalnego.

Artykuł ma w mniemaniu autorki spełniać rolę edukacyjną, a przy okazji pokazać prezydenta i władze MPGL w „ludzkim” świetle. Szkoda, że ani słowa o wycofaniu się Kostempskiego z kretyńskiego pomysłu wybudowania osiedla kontenerów, czyli slumsów w Świętochłowicach.

Nie płacisz, nie chcesz odpracować długu ani tak się dogadać, aby spłacić zadłużenie na raty? Musisz liczyć się z tym, że zostaniesz eksmitowany. Gmina może wskazać ci lokal socjalny o bardzo niskim standardzie albo lokal tymczasowy. Może to być np. noclegownia. Dlatego jeśli masz ten problem, a nie chcesz tak skończyć, jak najszybciej idź do świętochłowickiego MPGL.

Żeby wszystko było jasne – nie pochwalamy niepłacenia czynszów czy innych należności. Jednak dziwnym trafem w artykule nie ma ani słowa o gigantycznym zadłużeniu MPGL, nieudolnym zarządzaniu, prezesie z Bytomia i całej zgrai faworytów, powiązanych politycznymi i innymi więzami. Jak na przykład nasz faworyt Lesik czy mąż tej pani z telewizji.

Fakt nawet potwierdza fakt złego zarządzania spółką:

W Świętochłowicach co trzeci lokator nie płaci czynszu. To 2700 z ponad 6 tysięcy w naszych zasobach- dodaje Błaszczyk. w Kolejce do eksmisji czeka 60 osób. Zadłużenie łącznie to 40 mln zł.

Na miejscu Rady Nadzorczej takiego prezesa jak Robert Błaszczyk już dawno wyrzucilibyśmy na zbity pysk. Doprowadzenie do tak wysokiego zadłużenia świadczy o złym zarządzaniu przez tego „menedżera” z Bytomia. „Zły” to eufemizm.

W 2013 roku ulubiony dziennik świętochłowickich elit władzy, piórem innej autorki donosił:

Zadłużenie mieszkańców Świętochłowic wynosi 31 mln 249 tys. zł. Z zapłatą za czynsze zalega 2702 mieszkańców. Możliwość odpracowania czynszu istnieje tam od 3 lat. Chętnych do takiej pracy jednak nie ma. Byli w 2011 r. – wówczas zgłosiło się 45 osób, rok temu tylko 18, a w tym roku raptem 3 osoby. – Mieszkańcy nie chcą z tego korzystać, a praca czeka, być może dlatego, że informacja o tym umarła – mówi Robert Błaszczyk, dyrektor Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Lokalowej w Świętochłowicach.

Analiza porównawcza tych dwóch wypowiedzi jest bezlitosna dla Błaszczyka. W ciągu dwóch lat zadłużenie mieszkańców wzrosło o 9 milionów złotych przy takiej samej liczbie tych, którzy nie płacą. Czyli działania władz MPGL są bezskuteczne, a nawet szkodliwe dla spółki.

Co można myśleć o gościu, który dopuszcza do tego, żeby co trzeci lokator mieszkań komunalnych nie płacił czynszu? Działanie na szkodę spółki to pierwsze, co się nasuwa na myśl. I tego nie zmienią żadne eksmisje. Większość tych lokatorów, nad którymi zawisło widmo eksmisji, nie płaci dlatego, że nie ma pieniędzy. 

Jednak działalność Błaszczyka i „sukcesy” nie powinny dziwić. Dostrzegli je również kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli, czemu dali wyraz w wystąpieniu do wojewody Śląskiego w 2010 r. po kontroli

W zakresie prawidłowości decyzji podejmowanych przez organ założycielski o likwidacji i nadzoru nad działalnością likwidatorów, a także w zakresie dofinansowania z Funduszu Skarbu Państwa procesów likwidacji przedsiębiorstw państwowych w latach 2004-2009 (I półrocze)”.

I co tam panu Błaszczyku czytamy?

  • Likwidatorzy Łabęd, Robert Błaszczyk i Andrzej Nicpan, nie prowadzili sprzedaży mieszkań w okresie 11 miesięcy (od 11 sierpnia 2006 r. do 24 lipca 2007 r.) w związku z upływem terminu (wskazanym w aneksie nr 2 do Programu likwidacji) prowadzenia sprzedaży tych mieszkań do 30 czerwca 2006 r. i wystąpieniem do Wojewody o przedłużenie tego terminu dopiero w listopadzie 2007 r.
  • Stwierdzono nieprawidłowości przy sprzedaży udziałów Łabęd w Przedsiębiorstwie Remontów i Eksploatacji Domów Sp. z o.o.14 (3 655, tj. 100 % udziałów w tej spółce), stanowiących najważniejszą, po nieruchomościach, pozycję aktywów trwałych przedsiębiorstwa, za kwotę 2 193 tys. zł. W wyniku przetargu i prowadzonych później negocjacji cenę sprzedaży jednego udziału ustalono niezgodnie z § 29 rozporządzenia RM w sprawie przetargu. Cena ta wynosiła bowiem 600 zł, natomiast najniższa dopuszczalna tym przepisem cena mogła wynieść 2/3 ceny oszacowania wynoszącej 905,24 zł, tj. 603,49 zł za 1 udział (co daje różnicę 12,7 tys. zł za wszystkie udziały).
    W toku kontroli stwierdzono ponadto, że ww. wycenę, w oparciu o którą wyznaczono cenę wywoławczą w przetargu, sporządzono nierzetelnie. […] Zaznaczyć należy również, że likwidator R. Błaszczyk nie przekazał sporządzającemu wycenę udziałów aktualnego operatu szacunkowego jednej z nieruchomości (ze stycznia 2006 r.), w którym wartość tej nieruchomości (wraz z prawem użytkowania wieczystego gruntu) wyceniono na kwotę 722,5 tys. zł, wyższą o 45,5 tys. zł, niż wartość wykazana w operacie z kwietnia 2004 r.
    W ocenie NIK, Robert Błaszczyk, poprzez bezkrytyczne przyjęcie ww. wyceny wartości udziałów w PRiED Sp. z o.o., nie dochował należytej staranności przy sprzedaży tego istotnego składnika majątku Przedsiębiorstwa.
  • NIK wnosi do Wojewody Śląskiego o rozważenie możliwości wystąpienia do właściwego sądu o wyrównanie strat przez
    byłego likwidatora Państwowego Przedsiębiorstwa Remontów i Eksploatacji Domów „ŁABĘDY” w Gliwicach Roberta Błaszczyka lub o rozwiązanie umowy sprzedaży udziałów PRiED Sp. z o.o. w trybie ww. ustawy z dnia 21 czerwca 1990 r. o zwrocie korzyści uzyskanych niesłusznie kosztem Skarbu Państwa lub innych państwowych osób prawnych.

Nawiasem mówiąc nigdy nie przypuszczalibyśmy, że Ludowe Wojsko Polskie tak słabo kształciło swoich żołnierzy. Pan Błaszczyk (rocznik 1959) bowiem pobierał nauki w Wyższej Szkole Oficerskiej Służb Kwatermistrzowskich w Poznaniu, którą w stopniu podporucznika ukończył w 1984 roku.

O talentach Roberta Błaszczyka pisało jesienią 2012 roku Życie Bytomskie.

Przypomnijmy: powołany jeszcze za czasów prezydenta Piotra Koja prezes Zakładu Budynków Miejskich Arkadiusz Kocot stracił stanowisko. Odwołała go nowa rada nadzorcza spółki, którą wcześniej zmienił nowy prezydent Damian Bartyla. Funkcji pozbawiono też jednego z wicedyrektorów Roberta Błaszczyka. Kocot i Błaszczyk nadal są pracownikami ZBM, obaj po utracie stanowisk poszli na L4, obaj mieli wysokie wynagrodzenia. Dość powiedzieć, że Kocot zarabiał 19 tysięcy złotych brutto miesięcznie. Były prezes i były dyrektor mają gwarancję zatrudnienia nawet po powrocie z chorobowego. Ostatnio wraz z trzynastoma innymi członkami załogi ZBM stworzyli bowiem komitet założycielski Wolnego Związku Zawodowego Sierpień 80. Należą do jego władz, więc ustawa chroni ich przed zwolnieniem z pracy.

Jest szansa, że już w konspiracji przed Kostempskim założył podobny związek zawodowy w MPGL. Czy Beniamin Buchczyk o tym wie?