Parasol znad Kostempskich zwija nawet Gazeta Wyborcza. Wszystko przez śmierdzącą Kalinę.
Oto próbka publicystyki na temat awansu żony Dawida Kostempskiego, Agnieszki. Pani ta, przez partyjnych towarzyszy z powodu uznania dla urody zwana „Barbie”, niedawno została wiceprezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Pensja – grubo ponad 10 000 złotych miesięcznie. Pensja ekologiczna.
WFOŚiGW ma nadzorować i rozliczać jedną z najważniejszych inwestycji w mieście – rewitalizację (cokolwiek to znaczy) stawu Kalina. Razem z unijnymi dotacjami do skonsumowania było ponad 40 mln złotych. Sporo. Na waciki wystarczyłoby.
Niewykluczone, że madame Kostempska będzie decydowała (lub współdecydowała) o tym, czy i jak rozliczyć kilkanaście milionów złotych pożyczki z funduszu miastu, którym niezbyt udolnie steruje jej mąż.
Wiadomo, że rewitalizacji stawu w Świętochłowicach nie uda się sfinalizować przed końcem tego roku, tak by nie stracić unijnej dotacji. Wszystko przez to, że rok temu wykonująca prace firma ogłosiła, iż stawu nie da się wyczyścić za pomocą wskazanej w projekcie technologii napowietrzenia. Dlaczego? Ilość fenoli jest drastycznie większa, niż wynikało z informacji podawanych wykonawcy w czasie przetargu.
Cieszy nas, że wreszcie Gazeta Wyborcza pisze tak, jak jest. Czyli, że inwestor (czytaj Urząd Miasta) wprowadził w błąd wykonawcę wyłonionego w pierwszym przetargu, czyli spółkę VIG. Ukrył bowiem poziomy skażeń i narzucił wykonawcy złą metodę rewitalizacji. Pisaliśmy o tym wiele razy.
I dalej:
Władze Świętochłowic ogłosiły nowy przetarg na oczyszczenie Kaliny. Zgłosiły się dwie firmy, ale powołując się na błędy formalne, miasto unieważniło całe postępowanie. – Nie zdążymy rozpisać kolejnego przetargu i zrealizować inwestycji w tym roku – potwierdza prezydent Dawid Kostempski.To oznacza, że miasto musi zwrócić około 2 mln zł. – To środki, które otrzymaliśmy za pośrednictwem WFOŚiGW na już wykonane prace i zadania – przyznaje prezydent.
Facet zrobił nas w konia, otworzył „Puszkę Pandory”, czy jak też mawia wybitny erudyta radny Lesik „Puszkę z Pandorą”.
Staw Kalina truje, jest wiele wypadków zachorowań na nowotwory i poronień. A wszystko przez to, że gostek z Katowic w szale działań public relations podlanych sosem pod nazwą „ekologia”, wykombinował sobie ruszenie tego gówna z fenolami, którego mądrzejsi od niego bali się dotknąć.
Tak, Kostempski, ucz się synek, bo Buzek wszystkiego nie załatwi. A najlepiej sp…j do Katowic.